Z wierzbą płaczącą, siedząc w jej cieniu
Składam dłonie wznosząc wzrok.
Otacza nas mrok,
Pochłania mgła, zatapia w zapomnieniu.
Oddane burzom i sztormom,
Rozchwianymi emocjami malujemy
szlaki.
Łzy żłobią w jałowej ziemi strach,
Karmiąc powietrze skażoną żałobą.
Rozpaczą wyznaczamy drogę
Dla podróżników wiecznej zimy.
Za nami stłumione żalem korowody
Uciekają w dymiącą pożogę.
Ostatnie promienie wieczoru
Uchylają drzwi, zapraszając w otchłań.
Czołgaj się, po linie w czeluść,
Przed tobą pochowane jutro.
Martwa przestrzeń, nagie ciała.
Ciemność, ciężkość, senność...
Jej palce na mych włosach,
Jej łzy na moich piersiach.