Przecięte nerwy, zwarcie.
Paraliż naciąga na twarz białe ślepia,
Tak nieczułe, okrutne.
Palce wygięte, ramiona zranione,
Osty słów wypalają tkanki.
Wyładowanie.
Zielona przestrzeń i szorstkość w ustach.
Już błogość, miękkość.
A ten obłok, co głaszcze moje wnętrze,
Niech udusi mnie na wieczność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz